BACZNOŚĆ !

Minął ponad miesiąc od wyczekanego przez niektórych powrotu do domu z obozu suvivalowego. Taaaaak… to była dla wszystkich bardzo ciężka próba. Próba wytrzymałości, próba siły, próba przełamania swoich barier… a dla wychowawców momentami próba cierpliwości. Ale zacznijmy od początku.

3 sierpnia 2012 – od momentu przyjazdu na miejsce, wszyscy, łącznie z niektórymi wychowawcami uczyli się musztry. Niektórym przychodziło to z lepszym, innym – z gorszym skutkiem. Od tej chwili słowa „BACZNOŚĆ!”, „Całość w dwuszeregu, frontem do mnie, ZBIÓRKA!” towarzyszyły nam już do końca, do ostatniej chwili na obozie. Po krótkim wprowadzeniu na temat musztry, przyszło nam złożyć sobie samemu półki do namiotów… Wymagało to nakładu pracy, ale wszyscy tę pierwszą próbę przeszli znakomicie.

W kolejnych dniach obozu, dzięki naszym instruktorom, zapoznaliśmy się z zasadami pierwszej pomocy. Nie zabrakło ćwiczeń praktycznych – np. na fantomie, czy w ćwiczeniu układania rannego w pozycji bocznej ustalonej, a także integracyjnych gier terenowych sprawdzających zdobyte umiejętności. Ciekawe jest to, że podczas tych wszystkich ćwiczeń, zabaw towarzyszyła nam świetna pogoda. Żar dosłownie lał się z nieba. Więc z dnia na dzień widać było, że nie tylko wyjazd nad morze zagwarantuje nam piękną opaleniznę 😉
Ale wracając do tematu – kiedy tak mijały kolejne dni zaczynające się od rozgrzeweczki nad Sanem, wypełnione zajęciami, przerywane jedynie na robieniu drobnych ćwiczeń fizycznych typu pompeczek, czy też delikatnych przysiadzików – które dzięki braku wysiłku podczas sprzątania namiotów, wykonywaliśmy także o różnych, przeróżnych porach dnia- mięliśmy (nie)stety mały problem z telefonami i innymi urządzeniami – za dużo było ich w stosunku do ilości kontaktów. Ale dawaliśmy radę ! Nikomu jeszcze brak telefonu nie zaszkodził 🙂
Potem odwiedzili nas żołnierze.. Oj już na sam początek zafundowali nam rozgrzewkę, która była torturą w porównaniu do tych porannych. Jednak jakimś ciekawym przypadkiem, w ten oto jakże tajemniczy wieczór, czyli we wtorek 7 sierpnia 2012 roku, wszyscy uczestnicy, co do jednego, zostali napełnieni niesamowitą niespożytą energią. Każdy na owej rozgrzewce dostawał takiego turbo, którego niestety nigdy potem już nie widziano… i nie słyszano. I zaczęła się noc przetrwania. Niestety kontuzjowani oraz najmłodsi z nas, z racji bezpieczeństwa, zajęcia terenowe mięli przedstawione dnia następnego na terenie ośrodka. Ci, którym udało się wytrwać do końca trasy nocnej wspólnymi siłami musieli radzić sobie w tych jakże ciężkich warunkach. – rozkładanie namiotu, budowanie szałasu oraz wiele innych.

            Kolejne ćwiczenia, które przygotowali dla nas przedstawiciele Polskiej Armii to zajęcia z krav magi – jednak tylko z części obronnej. Uczyliśmy się panować nad własnym ciałem i odpierać czasami silne ciosy. Teraz już każdy z nas ma pakiecik umiejętności podstawowych, jak powinien zareagować w momencie np. napadu.
Zostało już tylko kilka dni do końca… cały czas, w pocie czoła robiliśmy kolejne pompeczki i kolejne przysiadziki.. w różnych warunkach, raz nawet w rzece, kiedy to podczas skłonu nasze twarze zanurzały się całkowicie w wodzie – mycia nigdy za wiele 😉

            I zostały jeszcze atrakcje…. Zorbing, quady, paintball, w którym wola walki i chęć wygranej towarzyszyły wszystkim, dzięki czemu, wszyscy świetnie się bawiliśmy aż do ostatniej  kolorowej kuleczki w karabinku .. J Potem tyrolka – tu uczestnicy oraz wychowawcy popisali się odwagą, kiedy to zjechali po linie nad Zatoką Drewnianą ponad 600 m w dwie strony. Niektórzy krzyczeli, inni tylko zaciskali zęby. Ale kończyli zjazd z uśmiechem na twarzy J DUUUUUŻYM Uśmiechem 😉
Dzień przed wyjazdem byliśmy na dłuższej trasie w górach. Zaprawieni po tylu dniach ciężkich ćwiczeń, rozgrzewek, pompek, biegów, dla większości trasa nie sprawiła większego problemu, a wyjściem na najwyższy szczyt w Bieszczadach – Tarnicę, nie każdy może się pochwalić – my tak !J  Niestety podczas powrotu popsuła się nam pogoda. Jedynym tego wytłumaczeniem jest to, że już następnego dnia trzeba było (nie)stety wyjeżdżać.

            Każdy miał w Dwerniku jakiś moment kryzysu. Niektórzy byli już tak wykończeni, że pragnęli spędzić noc w cieplutkim łóżeczku. I tak też stało się już w dniu 1 sierpnia 2012 r. … Szybko zleciało.. a teraz wiemy, że może nie będziemy mieć wspomnienia ogromnej ilości wody pod prysznicem, ciepłego koca i bardzo wygodnej kanadyjki, braku os, czy dużej ilości wolnego czasu, ale za to będziemy mieć WSPOMNIENIA Z SURVIVALU !

SPOCZNIJ !

Angelika Biernat

KSM DT